piątek,
Maria Konopnicka, „O Kazimierzu Pułaskim”
Dziś mija 240 rocznica śmierci Kazimierza Pułaskiego.
Kazimierz Pułaski urodził w 1745 roku. Był jednym z dowódców konfederacji barskiej (1768-1772) – zbrojnego związku polskiej szlachty zawiązanego w obronie wiary katolickiej i niepodległości Rzeczypospolitej. Wystąpienie szlachty skierowano przeciw kurateli Imperium Rosyjskiego i królowi Stanisławowi Augustowi Poniatowskiemu. Pułaski wsławił się brawurową obroną Jasnej Góry na przełomie 1770 i 1771 roku. Podjął się porwania króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Po niepowodzeniu tej operacji został zaocznie skazany na śmierć za próbę królobójstwa. W konsekwencji po upadku konfederacji musiał emigrować z kraju. W 1777 roku przybył do Ameryki Północnej. Walczył w wojnie o niepodległość Stanów Zjednoczonych. Wielokrotnie wykazał się wielką odwagą, m.in. uratował życie Jerzego Waszyngtona. Korzystając ze swojego doświadczenia, organizował oddziały amerykańskiej jazdy, jest nazywany „ojcem amerykańskiej kawalerii”. Zmarł 11 października 1779 roku wskutek ran odniesionych w walce pod Savannah.
Więcej o Kazimierzu Pułaskim na naszych stronach
Wiersz Marii Konopnickiej
Maria Konopnicka to jedna z najwybitniejszych polskich pisarek w historii. Żyła w latach 1842–1910. Jej twórczość była bardzo różnorodna, obejmowała takie gatunki literackie jak wiersze, nowele, szkice, reportaże, teksty krytyczne i publicystyczne, a także utwory dla dzieci. Często zabierała głos na temat niesprawiedliwości społecznej i złego traktowania kobiet. Wiele jej utworów było przepełnionych patriotyzmem. Angażowała się w walkę o prawa kobiet, akcje potępiające represje władz pruskich, pomoc na rzecz więźniów. Jej pogrzeb stał się wielką manifestacją patriotyczną, w której udział wzięło pięćdziesiąt tysięcy ludzi.
„O Kazimierzu Pułaskim”
Maria Konopnicka
Tam przez pole, przez Podole,
Czy to sokół leci?
Czy się wilkom świecą ślepie,
Wskróś śnieżnej zamieci?
Ej, nie sokół to, mój bracie,
I nie wilcze oczy,
To tak pędzi pan Pułaski
Co mu koń wyskoczy!
To tak pędzi pan Pułaski,
Na tym białym koniu,
Z czterech podków ognia krzesi,
Po stepowem błoniu.
Wpadł na futor, wpadł do dworu,
Jak duch pomknął skrycie,
A po dworach, po futorach,
Zakipiało życie.
Gdzie przewiała burka siwa,
Gdzie koń zarżał biały,
Biją serca, rwą się dłonie,
Do oręża chwały.
Zbudził męstwo, zbudził dusze,
Co zakrzepły w trwodze,
Porwała się w pomoc szlachta
Ojczyźnie niebodze!
Chwyta ojciec za szablicę,
Syn na konia skacze,
Chorągiewkę siostra szyje,
Matka z cicha płacze...
Stąd, to zowąd hufiec leci,
Samoczwór, samotrzeć,
Zanim słonko dzień rozświeci,
Chcą do Baru dotrzeć.
Milczkiem, chyłkiem, wiara spieszy
Po drodze się mija,
I pozdrawia starem hasłem,
— »Jezus i Marya!« —