czwartek,
Włodzimierz Gedymin
Włodzimierz Gedymin urodził się 23 czerwca 1915 roku w Petersburgu. Jego dziadek był powstańcem styczniowym, w ramach carskich represji został wysiedlony do Rosji. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości rodzina wróciła do kraju i zamieszkała w Poznaniu. Włodzimierz był uczniem poznańskiego Gimnazjum im. Karola Marcinkowskiego. Sukcesy polskich pilotów Żwirki i Wigury spowodowały, że zafascynował się lotnictwem. Jako nastolatek ukończył kurs na pilota szybowcowego i samolotowego w ramach Przysposobienia Wojskowego Lotniczego przy Aeroklubie Poznańskim.
W 1934 roku zdał egzamin dojrzałości i dostał się na Politechnikę Warszawską, jednak przed rozpoczęciem studiów zdecydował się odbyć służbę wojskową. Początkowo służył w 57. Pułku Piechoty w Poznaniu. Po ukończeniu kursu podchorążych rezerwy zdecydował się pozostać w wojsku i zgodnie z zainteresowaniami wstąpił do dęblińskiej Szkoły Podchorążych Lotnictwa. W 1937 roku uzyskał stopień podporucznika pilota i otrzymał przydział do 3. Pułku Lotniczego w Poznaniu.
Podczas kampanii wrześniowej jego jednostka znalazła się w składzie Armii „Poznań”. Dowodził kluczem w 131. Eskadrze Myśliwskiej. We wrześniu 1939 roku samodzielnie zestrzelił trzy wrogie samoloty. Kolejną niemiecką maszynę posłał na ziemię wspólnie z innym lotnikiem. 6 września w czasie walki powietrznej został poważnie ranny, jednak zdołał wylądować. Trafił do szpitala w Poznaniu, a następnie został ewakuowany do Warszawy. Aby uniknąć niewoli, po zajęciu polskiej stolicy przez Niemców zbiegł ze szpitala. Wstąpił do Związku Walki Zbrojnej. Posługiwał się pseudonimem „Włodek”. Był oficerem Wydziału Lotniczego Komendy Głównej Armii Krajowej. Jednym z jego zadań był obsługa odbioru zrzutów alianckich.
Najbardziej znana operacja, w której wziął udział to „Wildhorn III”, podczas której na terenie okupowanej Polski wylądował aliancki samolot. W drogę powrotną zabrano wtedy cenną zdobycz polskiego podziemia, części rakiety V-2. Do wysyłki dołączono obszerną dokumentację wykonaną przez Antoniego Kocjana, który zbadał konstrukcję, mechanizm sterowania i parametry techniczne pocisku. Operacja miała dramatyczny przebieg. Podczas próby startu okazało się, że samolot ugrzązł w błocie i nie może ruszyć się z miejsca. Rozważano zniszczenie maszyny, jednak po prowizorycznych pracach polegających na wykopaniu rowów pod kołami i podłożeniu w nich desek z rozebranej szopy udało się odlecieć.
Po zakończeniu wojny krótko pracował w bydgoskim oddziale Polskiego Radia. Później latał na samolotach cywilnych Polskich Linii Lotniczych „LOT”. W 1950 roku w efekcie stalinowskich represji został zwolniony z pracy. Do lotnictwa wrócił po 1956 roku. Był ostatnim żyjącym pilotem kampanii wrześniowej, zmarł 17 czerwca 2012 roku.