piątek,
Westerplatte – dzień drugi
1 września Niemcy planowali zająć Westerplatte „z marszu”. Po nieudanych dwóch szturmach generalnych w pierwszym dniu walki po stronie niemieckiej pojawił się respekt wobec Westerplatte. Atakujący ponieśli stosunkowo duże straty, zwłaszcza niezdolna już do walki elitarna kompania szturmowa Kriegsmarine, która nacierała na placówkę „Prom”. Drugiego dnia niemiecka piechota ograniczyła się do ataków rozpoznawczych. Pancernik Schleswig-Holstein otrzymał inne zadanie i ostrzeliwał polskie pozycje w Redłowie.
Około godziny 18:00 nad strażnicę nadleciały bombowce nurkujące Ju 87 Stuka. Był to jedyny atak Luftwaffe na Westerplatte. W ciągu trwającego 40 minut nalotu 58 Junkersów zrzuciło ponad 25 ton bomb. Straty Polaków były bardzo dotkliwe. Wielu obrońców zginęło lub odniosło rany, uszkodzeniom uległy fortyfikacje. Wartownia nr 5 została bezpośrednio trafiona bombą o wadze 500 kg i uległa zniszczeniu grzebiąc co najmniej sześciu obrońców. Wszystkie polskie moździerze nie nadawały się do użytku. Cały teren Westerplatte został zryty lejami od bomb. Utracona łączność powodowała wrażenie, że większość stanowisk została całkowicie zniszczona. Podczas nalotu major Sucharski wydał rozkaz spalenia wszystkich dokumentów i szyfrów.
Niemieckie dowództwo popełniło duży błąd strategiczny, bezpośrednio po nalocie nie nastąpił szturm oddziałów lądowych. Prawdopodobnie w tym momencie nie było odpowiednich sił do wykonania tego zadania, posiłki pojawiły się dzień później.
Ukazujące się od kilkunastu lat publikacje prezentują budzące kontrowersje nowe wątki wydarzeń z 2 września. Spory historyków nie są niczym niezwykłym. Nowa wersja wydarzeń m.in. zakłada, że po nalocie między polskimi oficerami doszło do konfliktu i dowodzenie placówką przejął kapitan Franciszek Dąbrowski.