Ketling był tak zmieszany, że ledwie zdołał skłonić się nisko paniom, po czym stanął nieruchomie, z kapeluszem przy piersiach, z przymkniętymi oczyma, podobny do cudownego obrazu; Wołodyjowski zaś uścisnął po drodze siostrę i zbliżył się do Krzysi. Twarz dziewczyny była biała jak płótno, aż lekki meszek nad jej ustami
wydał się ciemniejszy niż zwykle; pierś jej wznosiła się i opadała gwałtnie, lecz Wołodyjowski wziął łagodnie jej rękę i do ust przycisnął; po czym ruszał czas jakiś wąsikami, jakby zbierając myśli, na koniec ozwał się z wielkim smutkiem, ale i z wielkim spokojem:
Tu zbrakło na chwilę głosu panu Michałowi, ale wnet się pohamował i ruszywszy kilkakroć wąsikami, tak dalej mówił:
Pan Michał znów urwał i począł oddychać szybko jak człek, co po długim nurkowaniu z wody na powietrze wychynął, po czym wziął Krzysi rękę.
Mówił żołnierzysko: "nic!", a przecie aż zęby ścisnął i syczeć począł, a z drugiego końca izby ozwało się wycie Basi.
Ketling zbliżył się, klęknął, otworzył ręce i w milczeniu, w największej czci i miłości objął kolana Krzysi.
A Wołodyjowski począł mówić przerywanym głosem:
Basia, nie mogąc wytrzymać dłużej, wypadła z izby, co spostrzegłszy pan Wołodyjowski zwrócił się do stolnika i siostry:
W pół korytarzyka spotkał przy schodach Basię, w tym samym miejscu, w którym uniesiona gniewem, zdradziła tajemnicę Krzysi i Ketlinga. Ale teraz Basia stała oparta o mur zanosząc się od płaczu.
Rozczulił się na ten widok pan Michał nad własnym losem; wstrzymywał się dotąd, jak mógł, ale w tej chwili pękły tamy żalu i łzy potokiem popłynęły mu z oczu.
Basia podniosła główkę i wtykając jak dziecko to jedną, to drugą piąstkę w oczy, zanosząc się i chwytając w otwarte usta powietrze odpowiedziała mu ze łkaniem:
Wówczas on schwycił jej ręce i począł całować z wdzięczności i rozrzewnienia.
Lecz Basia tym bardziej poczęła łkać i zanosić się. Każda żyłka trzęsła się w niej z żalu, ustami poczęła chwytać coraz spieszniej powietrze, na koniec, tupiąc nóżkami z uniesienia, jęła wołać tak głośno, aż rozlegało się po całym korytarzu:
Głupia Krzysia! ja bym wolała jednego pana Michała niż dziesięciu Ketlingów! Ja pana Michała kocham z całej siły... lepiej niż ciotkę, lepiej... niż wujka... lepiej niż Krzysię!...
Dla Boga! Basiu! - zawołał mały rycerz.
I chcąc pohamować jej uniesienie chwycił ją w objęcia, a ona przytuliła się z całej siły do jego piersi, tak że uczuł jej serce bijące jak w zmęczonym ptaku, więc objął ją jeszcze krzepciej i tak trwali.
Nastało długie milczenie.
Basiu ! zechceszże ty mnie? - ozwał się mały rycerz.
Tak! tak! tak! - odpowiedziała Basia.
Na tę odpowiedź i jego z kolei chwyciło uniesienie, przycisnął usta do jej różanych dziewiczych ustek i znów tak trwali. Tymczasem zaturkotała bryczka i pan Zagłoba wpadł do sieni, następnie do jadalnej izby, w której siedzieli stolnik z żoną.
Nie ma Michała ! - krzyknął jednym tchem. - Szukałem wszędzie ! Pan Krzycki mówił, że widział ich z Ketlingiem! Pewno się bili!
Michał jest - odpowiedziała pani stolnikowa - przywiózł Ketlinga i oddał mu Krzysię!
Słup soli, w który żona Lota została zamieniona, pewnie mniej osłupiałą miał minę niż w tej chwili pan Zagłoba. Czas jakiś trwało zupełne milczenie, po czym stary szlachcic przetarł oczy i spytał:
Hę?
Krzysia z Ketlingiem tu obok siedzą, a Michał poszedł się modlić- odrzekł stolnik.
Pan Zagłoba wszedł bez chwili wahania się do izby i choć już wiedział o wszystkim, zdumiał się powtórnie, widząc Ketlinga i Krzysię siedzących czołem w czoło. Oni zerwali się, zmieszani bardzo i nie umiejący słowa przemówić, zwłaszcza że za panem Zagłobą weszli i stolnikostwo.
Życia nie starczy na wdzięczność Michałowi! - rzekł wreszcie Ketling.
Jego to dzieło szczęście nasze !
Szczęść wam Boże! - rzekł stolnik. - Michałowi nie będziem się przeciwić!
Krzysia osunęła się w objęcia pani stolnikowej i poczęły płakać obie. Pan Zagłoba był jakby ogłuszony. Ketling pochylił się do kolan stolnikowych jak yn do ojcowskich, ów zaś podniósł go i - widać z nawału myśli albo konfuzji - rzekł:
Po chwili zaś spytał:
Lecz pani stolnikowa nie miała czasu na odpowiedź, bo w tej chwili wbiegła asia, bardziej zadyszana niż zwykle, bardziej różowa niż zwykle, z czupryną padniętą na oczy bardziej niż zwykle, przyskoczyła do Ketlinga i Krzysi podsuwając palec to jednemu, to drugiemu do oczu, poczęła wołać:
Spoglądali na nią wszyscy nie rozumiejąc, czy oszalała, czy też prawdę mówi; następnie zaczęli spoglądać na siebie, a wtem we drzwiach ukazał się za Basią Wołodyjowski.
Na to mały rycerz z powagą wielką:
Po tych słowach skoczyła znów Basia ku niemu jak sarna.
Tymczasem maska zdumienia opadła z twarzy pana Zagłoby, a natomiast biała broda poczęła mu się trząść, otworzył szeroko ramiona i rzekł: